środa, 2 lipca 2014

Murphy's law

Dotąd znałam jedno (chyba najpopularniejsze) prawo Murphy'iego, które głosi jeśli coś ma pójść nie tak, to na pewno tak będzie, ale po dzisiejszym dniu sprawdziłam w Google'ach jakie jeszcze mądre słowa są podpisywane pod to nazwisko.


           Nigdy nie kłóć się z głupcem, ludzie mogą nie dostrzec różnicy.
          Trudne problemy pozostawione same sobie, staną się jeszcze trudniejsze.

          Druga kolejka jest zawsze szybsza.

          Wszystko co dobre jest nielegalne, niemoralne, albo powoduje tycie. 
          Doświadczenie to coś, co zdobywasz tuż po chwili w której go potrzebowałeś.

         To co wygląda łatwo - jest trudne.

A więc bilet z Ryanair'u dalej nie pojawił się w mojej skrzynce pocztowej. A dodzwonić się do tych %$*#@ nie można. Oczywiście najpierw zeżrą ci 30 zł za "czekanie aż linia będzie wolna".
Nowy bilet kupiony, więc temat uważam za zamknięty. Hostele też zarezerwowane. Ale oczywiście wszystko byłoby za dobrze, gdyby nie samochód, który na początku drogi do domu zaczął dymić spod maski i śmierdzieć niemiłosiernie. A wtedy telefon do PZU i prośba o holowanie i samochód zastępczy. No i tu okazuje się, że Ryanair mógłby swobodnie zmierzyć się z infolinią PZU assistance o to, do którego trudniej się dodzwonić. Po godzinie czekanie na stacji benzynowej okazało się, że to tylko przypalone sprzęgło i można jechać dalej.

Tomek nie będzie miał ze mną lekko w Bcn. Albo ściślej mówiąc będzie odwrotnie - to ja będę przeżywała chwile męki.
 "Trzeba zabrać żelazko do hostelu" - wtf? 
1. Kto (mówimy szczególnie o zbiorze studentów) bierze żelazko na wakacje.
2. Kto zabiera do bagażu podręcznego żelazko.
3. Kto się przejmuje na wakacjach odrobinę pogniecioną koszulką.

Ale nie wszystko było złe tego dnia. Było sushi i pikantna zupa kokosowa. Było by też teraz wino, ale skoro go nie ma będzie serial. Taki, jakiego nie lubię - komediowy. Ale muszę się wyluzować.









Fasolki wszystkich smaków - długo się opierałam by je kupić, bo ogólnie nie lubię żelków. Ale ostatnio stało się popularne na youtube'ie tagi z fasolkami, więc kupiłam by spróbować. Rozczarowanie. Ok, może nie do końca. Haha ja na prawdę spodziewałam się, że będzie smak zgniłych jajek czy skarpetek. Moja bujna wyobraźnia się napracowała. Ale wszystkie były w miarę ok. Z wyjątkiem czarnego "Liquorice". Ohyda. To chyba miał być smak takich cukierków, które pamiętam z Niemiec - czarnych, które teraz przypominają ślimaka (anat. łać. cochlea) znajdującego się w uchu wewnętrznym.


Dobra, koniec tego pesymizmu. Jutro nowy dzień - nowy początek.
Dobranoc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz